niedziela, 1 maja 2016

,,We are settling down, always on the move"

~30~
Poniedziałek, 5 kwiecień, 16:00
     Zamknęłam oczy żeby o tym wszystkim nie myśleć. Jednak, kiedy do moich uszu docierał głos kolejnych strzałów zaczęłam zanosić się płaczem. Nick ciągnął mnie mocno za rękę, co chwilę przyśpieszając tępo i poganiając również mnie. Starałam się nadążyć, ale po już kilku minutowym, bardzo szybkim biegu moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Chłopak zauważył co się ze mną dzieje i pomiędzy gwałtownymi oddechami powiedział:
     -Jeszcze chwilę...wytrzymaj jeszcze chwilę...zaraz dobiegniemy do takiej uliczki...tam nie powinni nas znaleźć...albo po prostu zajmie im to więcej czasu...
Nagle odbyła się kolejna seria strzałów. Były jeszcze głośniejsze od poprzednich, więc podejrzewałam, że są coraz bliżej. Chyba to samo odczuł również Nick, ponieważ zdecydowanie przyspieszył tępa i dociągnął mnie tak gwałtownie, że upadłam, uderzając głową o chodnik. Bolało jak cholera, ale adrenalina dodała mi siły, dlatego szybko wstałam i pobiegłam za chłopakiem.
     Miał racje. Po około dwóch minutach dotarliśmy do wąskiej uliczki, gdzie oboje oparliśmy się o ścianę budynku, aby złapać oddech.
     -Jesteś ranna. - powiedział cicho chłopak. Podszedł do mnie i wytarł swoją bluzką krew wypływającą z rany na moim czole. Jednak to nic nie pomagało. Było jej więcej i więcej.
     -Cholera. Powinnaś jechać do szpitala. Rana jest głęboka.
W tym momencie jednak nie koncentrowałam się na jego słowach tylko zastanawiałam się, dlaczego ci ludzie nas gonią. Nagle wszystko zaczęło mi się układać w całość.
     -Obiecałeś Nick. - powiedziałam z żalem.
Spojrzałam na mnie pytającym spojrzeniem. Najwyraźniej nie wiedział o co mi chodzi, albo po prostu wolał udawać, że nie wie.
     -Twoja podróż miała inne cele. Przyznaj się! Miałeś handlować narkotykami?! - krzyczałam ze łzami w oczach - Łatwa kasa, a do tego postanowiłeś sprowadzić sobie towarzystwo, żeby było ci raźniej, tak? I może potem miałeś jeszcze mnie w to wszystko wciągnąć? Jeżdżenie po Europie z dziewczyną, imprezy, seks i handel prochami. Przecież będzie fajnie. Tak to sobie wyobrażałeś, kiedy zaproponowałeś mi to wszystko? To był twój prawdziwy cel? A i rozumiem, że miałeś w dupie niebezpieczeństwo, bo przecież co ja cię obchodzę.
     -Kurwa, Nadia. To nie tak. Dobrze wiesz, że...
     -Że co? Nie pogrążaj się już, proszę.
     -Ale Nadia!
     -Zamknij się. Nie zamierzam cię słuchać.
Emocje wzięły nade mną górę i jak najszybciej zaczęłam biec w przeciwnym kierunku.
     -Cholera, jesteś ranna! A po za tym oni.. - krzyczał, lecz kolejne słowa zaczęły być zamglone, ponieważ zbyt bardzo się już oddaliłam.
Po kilku minutach biegu wbiegłam do kolejnej uliczki, tym bardziej bliżej tej głównej. Usiadłam, upierając się o ścianę budynku. Po raz kolejny wybuchłam płaczem. Dlatego, że: było mi przykro z powodu Nicka, ponieważ naprawdę mu zaufałam, bałam się, że znowu przyjdzie tu jeden z tych gości i jeszcze mnie postrzeli, okropnie bolała mnie rana na głowie, tęskniłam za przyjaciółmi, rodziną i Leo, zostałam sama, ranna, w obcym mieście i kraju, bez pieniędzy i jakiegokolwiek środka transportu. Do tego moje samopoczucie z każdą minutą się pogarszało. W końcu po krótkim czasie zasnęłam, albo straciłam przytomność. Nie umiałam określić mojego stanu.

*Leondre*, w tym samym czasie
Od kilku godzin błądziliśmy po francuskiej autostradzie, z żałosną nadzieją na to, że jedno z dwojga uciekinierów do nas zadzwoni, albo zauważymy ich po drodze. Byłem już tak sfrustrowany tą całą sytuacją, że tylko czekałam aby się na kogoś rzucić. I pewnie nawet pobił bym się z Charliem, bo jest najbliżej mnie, ale świadomość, że mi pomaga trochę mnie uspokaja. To nie znaczy jednak, że nie pozwoliłem sobie na częste wygłaszanie złośliwych komentarzy w jego kierunku. Wiem, że się stara, ale fakt, że Nadia jest gdzieś z tym palantem, Nickiem i nie daje znaku życia mnie zbyt mocno denerwuje.
    
*Charlie*, w tym samym czasie
Miałem już dość Leondre, ale wiedziałem, że w sumie ma prawo do wściekania się na każdego. Postanowiłem skupić się na prowadzeniu i nie słuchać jego ciągłych jęków. Po chwili usłyszałam głos mojego przyjaciela, przecinający się z dźwiękiem dzwoniącego telefonu.
     -Ktoś do ciebie dzwoni. - rzuca, a kiedy widzi moją leniwą reakcję dodaje ostrym tonem - Odbierz.
     -A kto to? - pytam.
     -Zastrzeżony. - mówi. Słyszę w jego głosie nutę nadziei i robi mi się go szkoda. Wiem, że boi się o Nadie.
Odbieram telefon.
     -Słucham. - zaczynam.
     -Nadia powinna być niedaleko głównej ulicy w Narbonie. Radzę wam się pospieszyć, bo jest ranna, a w pobliżu rozgrywają się uliczne strzelaniny. - syknął ktoś przez telefon i od razu się rozłączył. Podejrzewam, że to Nick. Od razu robi mi się niedobrze, jak pomyślę jakim dupkiem trzeba być, żeby zostawić samą dziewczynę w obcym mieście, w dodatku ranną i narażaną na dodatkowe niebezpieczeństwo. W tym momencie ogarnął mnie strach. Bałem się, że coś się stało Nadii. Znaczy już się stało, ale boję się, że będzie jeszcze gorzej. I jak ja to powiem Leondre? Tak, dzwonił Nick i powiedział, że twoja dziewczyna jest sama, ranna i może zostać postrzelona. To wydawał się być niezbyt ciekawy scenariusz. Z całej siły wcisnąłem gaz i ruszyłem najszybciej, na ile tylko pozwalał silnik mojego samochodu.
     -Kto dzwonił? - zapytał Leo z wyraźnie wyczuwalnym napięciem w swoim głosie. Widział, że zaciskam mocno palce na kierownicy i gwałtownie przyspieszyłem.
     -Nikt ważny. - kłamię. Chociaż w sumie nie. Nick przecież nie jest osobą wartą uwagi.
     -Powiesz mi, kurwa? - krzyknął.
     -Nie. - odpowiedziałem ze spokojem.
W oczach Leondre jednocześnie można było dostrzec gniew, strach i smutek. W spontanicznym ruchu wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Samochód się zatrzymał.
     -Co ty do cholery zrobiłeś? Zatrzymałeś samochód na środku autostrady. Mogłeś spowodować wypadek! - zacząłem krzyczeć. Sięgnąłem ręką po kluczyki, które trzymał Leo, ale on szybko odsunął rękę.
     -Dam ci je jak powiesz z kim rozmawiałeś.
     -Z Nickiem. Ona jest w Narbonie, sama. - powiedziałem cicho.
     -Och. Wiesz coś więcej?
     -Jest ranna.
Kiedy to powiedziałem na twarzy Leondre zaczęła malować się mieszanina uczuć. Rozumiałem, że pewnie czuje ulgę, bo wiemy gdzie jest, ale strach, bo wie, ze jest w niebezpieczeństwie.
*Leondre*
Dwie godziny potem dojechaliśmy do Narbony. Słońce zbliżało się ku zachodowi, więc całe niebo było pomarańczowo różowe. Charlie wjechał na główną ulicę, a w sumie to był deptak i zaczęliśmy się rozglądać po bokach. Nagle chłopak skręcił w mniejszą alejkę i zatrzymał samochód. Wtedy ją zauważyłem siedziała oparta o ścianę, miała twarz schowaną w dłoniach. Podszedłem bliżej i wtedy zauważyłem, że jest nieprzytomna, a ze sporej rany na głowie sączy się krew. Ściągnąłem t-shirt i zabandażowałem jej nim czoło, usiłując powstrzymać krwawienie. Odgarnąłem jej włosy za ucho i cicho szepnąłem w jej kierunku.
     -Przepraszam.
Wziąłem ją na ręce i szybko zaniosłem do samochodu, gdzie czekał Charlie.
     -Jedziemy do szpitala. - powiedziałem.
Chłopak ruszył najszybciej jak umiał.
     -Jak z nią? - zapytał.
     -Jest nieprzytomna. Największym problemem jest zbyt duża utrata krwi. Jeśli szybko znajdzie się w szpitalu powinno być dobrze, przeprowadzą jej chyba transfuzję.
     -Och. - odpowiedział i jeszcze bardziej dodał gazu. Widocznie już zrozumiał, że jej życie zależy od szybkiego transportu do szpitala. Po tym powinno być już dobrze.
*Nadia*
Obudziłam się w szpitalnym łóżku, przebrana w niebieską koszulę nocną.
     -Jest tu ktoś? - zapytałam, że jakaś osoba za chwilę mi opowie co się właśnie wydarzyło.
     -Och już się obudziłaś. Jak się czujesz kochana? - zapytała miła pani, z szerokim uśmiechem na twarzy. Miała niewiele ponad trzydzieści lat i sądząc po stroju była tutaj pielęgniarką.
     -Dobrze, znaczy nie do końca. Boli mnie głowa, ale nie jest tak źle.
     -To dlatego, że jeszcze działają środki przeciwbólowe, potem jednak trochę się nacierpisz.
     -Mogłaby mi pani powiedzieć jak się tu znalazłam i co się stało? Mało co pamiętam od czasu kiedy, cóż przestałam być świadome tego co się dzieje.
     -Oczywiście moja droga. Zostałaś przywieziona tu przez jakiś dwóch chłopaków. Miałaś głęboką ranę i straciłaś sporo krwi, więc zostaliśmy zmuszeni do przeprowadzenia transfuzji bez zgody twojej rodziny, ale na szczęście wszystko potoczyło się dobrze. Potem zaszyliśmy ranę i nałożyliśmy opatrunek.
     -Och. -to tyle, ile byłam w stanie wyrzucić. Byłam zaskoczone, że to wszystko stało się bez mojej świadomości, ale jeszcze bardziej byłam ciekawa kto mnie tu przywiózł. - Czy ci chłopcy, którzy mnie tu przywieźli się przedstawili?
     -Jeden z ich. Jako Leondre, ale nazwisko wyleciało mi z głowy. Czy mam go zawołać?
     -A czeka tutaj?
     -Tak, siedział tu całą noc, ale ja niestety nie mogłam powiadomić go o stanie twojego zdrowia, bo nie wyraziłaś na to zgody. Takie prawo.
     -Całą noc? To która jest godzina?
     -Kilka minut po dziesiątej.
     -Och, proszę mu powiedzieć, że czuję się dobrze. I mu podziękować ode mnie, ale niech pani go na razie nie wpuszcza.
Kobieta pokiwała głową i wyszła na korytarz. Byłam wdzięczna Leo, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż byłam na niego zła i nie byłam gotowa na konfrontację. 



7 komentarzy:

  1. Cudne! 😍😍😍 Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję
      Postaram się, żeby był w poniedziałek, ale zobaczymy jak to wyjdzie xx

      Usuń
  2. Aaaa!!! Świetny rozdział! Leo taki kochany, hah. Czekam na nexta i życzę weny! Besos <3
    P.S. Nominowałam Cię do LBA! Tutaj są pytanka: bars-and-melody-bam.blogspot.com
    Zapraszam do odpowiedzi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest genialny!! 😄
    Leo taki opiekuńczy. Czekał na nią całą noc. Mam nadzieję że szybko do siebie wrócą i wszytko będzie dobrze 😀
    Czekam na nexta i życzę weny! 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, nareszcie Leo ją odnalazł <3
    Teraz to tylko wystarczy ich pogodzić (oczywiście oczekuję tego w następnym rozdziale).
    Wiedziałam od początku że z tym Nickiem jest coś nie tak...
    Czekam na nexta z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń