sobota, 26 marca 2016

,,I had to leave and now I'm bottomless and empty"

~24~
Niedziela, 24 styczeń, 9:30
     Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po swoim pokoju. Już byłam przekonana, że mam ochotę się z kimś spotkać. Na pewno nie zamierzałam siedzieć sama w domu i to przez tak ładny dzień. Wstałam i poszłam po leżący na biurku telefon i zaczęłam przeglądać kontakty. Devries - nie, spędziłam z nim cały wczorajszy dzień i przedwczorajszy wieczór. Trzeba choć chwilę od siebie odpocząć. Nicole, Sophie, Daniel - nie, jakoś nie mam ochoty. Oliver? Byłoby okej, gdyby nie to, że jest ze swoim ojcem na drugim końcu kraju. Na jakiejś wsi, bez internetu i zasięgu w ramach "terapii odwykowej" od telefonu i macbooka. Moim oczom ukazało się imię "Nick". Nie wiem dlaczego, ale trochę zabolało. Spędziłam z nim przecież całe dwa tygodnie. Widzieliśmy się codziennie po około 10-12 godzin, a on od tego momentu nie dawał znaku życia. No nic. Idziemy dalej. Charlie - okej, to jest dobry pomysł. Zeszłam na dół i przygotowałam sobie śniadanie. Naleśniki z syropem klonowym, które popiłam sokiem. Przeciągnęłam się siedząc na kanapie. O wiele lepiej byłoby, gdyby to Charlie po mnie przyjechał. Nie musiałabym się fatygować żeby pójść na przystanek, czekać na bus, a potem jechać do niego całą godzinę. No ale będę dobrą przyjaciółką i nie będę go wyciągać o tej porze z łóżka, żeby mnie zawiózł. Wróciłam do swojego pokoju, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się.


Wyszłam z domu i udałam się w kierunku przystanku. Następnie wsiadłam do pojazdu. W środku oprócz mnie były może trzy osoby. Ucieszyłam się, bo bardzo  nie lubię jak muszę się gnieść z tyloma osobami. Usiadłam na siedzeniu przy oknie i oparłam o nie głowę oglądając widoki. Nagle usłyszałam, że ktoś zajął miejsce obok mnie. Odwróciłam się zdziwiona, bo wydawało mi się to dziwne, że ktoś wybiera miejsce obok drugiej osoby, mimo, że prawie cały bus był pusty. Nagle moim oczom ukazała się znajoma twarz. Wysoko osadzone kości policzkowe, duże brązowe oczy.Uśmiechał się do mnie, pokazując swoje idealnie białe zęby. Tak, to mogła być tylko jedna osoba.
     -Cześć Nick. - powiedziałam suchym tonem. Mimo, że się za nim stęskniłam to jednak byłam zła, ze tak mnie olewał przez ten czas.
     -Cześć mała. Tęskniłem za tobą.
Przewróciłam oczami.
     -W takim razie mogłeś zadzwonić lub chociaż odebrać telefon.
     -To było niemożliwe.
     -Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam i popatrzyłam na niego pytającym spojrzeniem.
     -Od tego czasu jestem w rozjazdach. Odpoczywam od tej chorej rzeczywistości. Ostatnio byłem we Francji, wcześniej w Belgii i w Holandii. Teraz biorę się za zwiedzanie Szkocji. Zawsze mogę Cię wziąć ze sobą. Po Szkocji planuję Lizbonę. Tak, wiem trochę daleko, ale dam radę. A właśnie wydaje mi się, że ktoś tu chciał pojechać do Portugali?
     -Nie, cholera Nick, nie. Tak w ogóle to ty rzuciłeś szkołę? Skąd wziąłeś  pieniądze na te podróże?
     -Nic mi się nie stało jak skończę szkołę rok lub dwa później. Jeśli chodzi o pieniądze to dużo podróżuję autostopem, a reszta to cóż. Mój ojciec ma dużą firmę, nie zauważył jak zniknęły mu dwie karty kredytowe. A no właśnie. W Szkocji kupuję motor, żeby się szybciej przemieszczać. Może to Cię trochę przekonuje?
     -Nie, nie i nie. To jest popieprzony pomysł. Tak w ogóle to pokarz się. - wzięłam jego twarz w swoje dłonie i popatrzyłam mu w oczy - Jesteś na prochach! - stwierdziłam.
     -W cale, że nie. - oburzył się.
     -Daruj sobie. Cholera, martwię się o Ciebie. Powinieneś wrócić do szkoły i przestać brać to, czym się faszerujesz.
Chłopak dotknął moich włosów i przeczesał jedno pasmo.
     -Obiecuję, że za niedługo z tym skończę. Ale pozwól zabrać mi siebie ze sobą. Będziesz mnie pilnować. Zobaczysz, że będzie świetnie.
Popatrzyłam w okno. Naprawdę miałam ochotę z nim jechać. Zobaczyć Lizbonę, wieczory spędzać na imprezach i całymi dniami leżeć na plaży. Cholera, Nadia ty chyba oszalałaś. Pojedziesz na drugi koniec Europy z chłopakiem, który po ponad miesiącu tak sobie się pojawia? Opuścisz kilka tygodni szkoły? Leo gdyby się dowiedział chyba by mnie zabił. No właśnie, Leo. To on jest najważniejszy.
Pojazd się zatrzymał. Zauważyłam, że to był już mój przystanek.
    -Muszę już iść. - powiedziałam cichym głosem do chłopaka.
Ominęłam go i ustawiłam się przy drzwiach, czekając aż się otworzą.
    -Nadia? - powiedział chłopak.
    -Tak?
Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wręczył mi jakąś karteczkę.
    -Pamiętaj, że propozycja jest zawsze aktualna. To mój e-mail. Możesz pisać jak się namyślisz, albo jak po prostu będziesz miała jakiś problem.
Wyszłam z pojazdu, a kiedy ten odjeżdżał pomachałam Nickowi.
Ruszyłam w strone mieszkania Charliego. Cały czas miałam w głowie moją rozmowę z Nickiem. Cieszę się, że go spotkałam, ale trochę się o niego martwię. Nie chcę, żeby wpakował się w jakieś kłopoty. A w jego wypadku to bardzo możliwe.
Kiedy stanęłam pod drzwiami zadzwoniłam dzwonkiem i po dłuższej chwili otworzył mi Jack - współlokator Charliego. Był w samych bokserkach i było po nim widać, że dopiero co wstał.
     -Yyy hej. Jest może Charlie? - przywitałam się.
     -Tak, ale śpi. Zaraz go obudzę, wchodź.
Weszłam dalej i usiadłam przy barku w kuchni. Kiedy zauważyłam, że chłopak czuka czegoś, co mógłby mi dać do picia. Przypominając sobie sytuację, kiedy ostatni raz u nich byłam po prostu podeszłam i nalałam sobie kranówki.
     -A, tak. Dobry pomysł. - stwierdził chłopak - Widzisz, bo jesteśmy po imprezie i tak jakoś.
     -No właśnie widzę. Mam wrażenie, że wasz college to tylko imprezy. Za każdym razem jak tu jestem jesteście po jakiejś imprezie, a jeszcze nigdy nie spotkałam was w trakcie nauki.
     -Takie życie młoda. Charlie! - krzyknął Jack.
Po chwili ujrzałam zaspanego chłopaka, przecierającego oczy.
     -O hej, co ty tu robisz?
     -Przyszłam się z tobą spotkać.
     -Dobra, minutę. Tylko się ubiorę. Zjemy na mieście, tak?
     -No, możemy. - odpowiedziałam, wzięłam do ręki telefon do ręki i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe dla zabicia czasu. Zobaczyłam, że Leondre oznaczył mnie w jakimś zdjęciu na instagramie.


Kto je zrobił? Pewnie jakaś fanka, która potem wysłała to do Leo na instagramie. Od tych kilku miesięcy kiedy ze sobą jesteśmy zdążyłam się przyzwyczaić, że ludzie czasami bez naszej wiedzy robią nam zdjęcia. Chociaż właśnie jak przyznałam - zdążyłam się przyzwyczaić, to i tak trzeba przyznać, że te wszystkie zdjęcia i informacje o nas, tak szybko wyciekające do sieci mogą być czasami niszczące. Ale, czy tak się stanie? Nic nie wiadomo.
Ujrzałam stojącego nade mną Charliego i oderwałam wzrok od komórki.
     -To jak, idziemy? - zapytał.
     -Jasne. - odpowiedziałam i podniosłam się. Po chwili wyszłam z chłopakiem z mieszkania.
Udaliśmy się do tego samego parku, gdzie kiedyś pomogłam Chloe podjąć decyzję o zerwaniu z Charlsem.
     -To co tam u ciebie młoda? - blondyn zaczął rozmowę.
     -No wiesz, za dużo się nie zmieniło.
     -Chyba czasami jest lepiej jak się nic nie zmienia.
     -Czy ja wiem. Lubię to wszystko, ale czasami mam ochotę..
     -Pierdolić wszystko i wyjechać w Bieszczady? - wypalił łamanym polskim Charlie, a ja wybuchłam śmiechem. Kiedyś nauczyłam go tego powiedzenia, tak samo jak wielu innych słów i przekleństw po polsku. Ten język w jego wydaniu brzmiał tak śmiesznie.
     -Nie wierzę, że to zapamiętałeś i jeszcze potrafiłeś dopasować do odpowiedniej sytuacji. No, no. Lenehan brawo!
    -Ktoś tutaj jest niesamowicie inteligentny.
    -Och, bo się zarumienię. - odpowiedziałam.
    -Idiotka. Dobrze wiesz, że to nie ty.
    -Oho, gwiazdeczka się znalazła.
    -A żebyś wiedziała. Tak w ogóle to chyba fajnie spędziłaś z Leo wczorajszy dzień i tamten wieczór, co nie? Bo mi tylko odpowiadał jak było super.
    -No tak, faktycznie tak było. Ej, ale Charlie ty go czasem pilnuj w tej trasie. No wiesz, mam na myśli te imprezy.
    -Nie dawało rady, za każdym razem go gubiłem.
    -Faktycznie, inteligentny! - prychnęłam.
    -Ej. - powiedział udając obrażonego - Za wiele sobie nie pozwalaj. - chłopak potargał mi włosy.
Następnie poszliśmy do restauracji na śniadanie. Tam rozmawialiśmy już trochę bardziej poważnie. Właśnie dlatego tak lubię rozmowy z Charlsem. On zawsze dostarcza mi tej swojej życiowej mądrości. Mimo, że często się wygłupia i tak dalej, to jednak kiedy trzeba to on myśli najbardziej racjonalnie ze wszystkich moich przyjaciół.
    
  

środa, 23 marca 2016

,,Just breathe'' cz.2

~23~
Piątek, 22 styczeń, 17:30
     Wychodząc z garderoby jeszcze szybko przejrzałam się w lustrze, żeby sprawdzić jak wyglądam.


Wchodząc do mojego pokoju moje oczy zatrzymały się na drewnianej, pomalowanej na biało toaletce. Zatrzymałam się przy niej i postanowiłam zmyć makijaż. Chciałam, żeby było mi wygodnie. Przy drzwiach poczułam zapach przypiekanego chleba. Tak, to na pewno Leo chciał coś ugotować. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cholera, mam wielkie szczęście, że mam go przy sobie. - pomyślałam.
Zatrzymując się przy barku w kuchni popatrzyłam się na mojego chłopaka, który słuchając jakiejś muzyki na słuchawkach kroił pomidory i podśpiewywał.
     -Aaa! - krzyknął cicho - Przestraszyłaś mnie.
     -To raczej ja się powinnam przestraszyć twojego głosu, który próbuje wejść na tą wysoką tonacje.- skomentowałam i oboje wybuchliśmy śmiechem.
     -Zmyłaś makijaż. - zauważył chłopak - Wyglądasz pięknie.
     -Jeśli to zauważyłeś, to znaczy, ze w cale nie jest tak pięknie. - stwierdziłam.
     -W cale, że nie. Teraz uważam, że w ogóle nie powinnaś się malować.
     -Mhmmm. - przewróciłam oczami.
Chłopak włożył wszystkie składniki do zapiekanych  kromek i zamknął kanapkę. Wyjęłam mu ją z ręki i szybko ugryzłam kawałek.
     -Zostaw! To na kolacje. Faktycznie taka delikatna z Ciebie dziewczynka. - powiedział wskazując na mój policzek, który został pobrudzony sosem. Chłopak nachylił się nade mną, jakby do pocałunku, ale szybko zmienił tor ruchu, polizał mnie po brudnym policzku i zjadł resztkę sosu.
     -Głupek! - krzyknęłam - Jesteś ohydny. - skomentowałam, usiłując zetrzeć jego ślinę z mojego polika.
     -Ja? - zapytał z udawanym z dziwieniem, tak, jakby chciał zasugerować, że to nie z nim jest coś nie tak.
     -Tak, właśnie ty. Powiedz mi, czemu zawsze bad boy'e tak świetnie gotują?
     -Ale od kiedy ja jestem niegrzeczny? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
     -No na tej trasie chyba byłeś. - stwierdziłam.
     -Co masz na myśli? Nic sobie nie przypominam.
     -Mówiąc, że sobie nic nie przypominasz tylko się pogrążasz, bo to by znaczyło, że upiłeś się jeszcze bardziej, niż na to wyglądało. - powiedziałam to cichym głosem. Nie chciałam się z nim kłócić. Chciałam tylko sensownych wyjaśnień.
     -Skąd o tym wiesz?
     -Wiesz wydaje mi się, że mamy niektórych wspólnych znajomych. To chyba nic złego, że akurat przeglądałam ich snapchata.
     -To tylko trzy imprezy. -  aha, więc widzę, że na sensowne wyjaśnienia nie ma co liczyć.
     -Tak, trzy, na których zalałeś się w trupa. Nie zapominaj, ze mimo wszystko masz piętnaście lat, nie chcę, żebyś kilka lat później skończył jako alkoholik.
     -Halo! Za niedługo szesnaście i wiesz, że tak się nie stanie. Spokojnie. - powiedział, przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
     -Wiem, ale po prostu się martwię. Musisz mnie zrozumieć.
     -A kto jeszcze nie dawno szalał ze zdenerwowania kiedy poszłaś do tego clubu? Oczywiście, że Cię rozumiem. - oznajmił i pocałował mnie w czubek głowy.
     -No dobra. - powiedziałam i włożyłam ostatnie kanapki do plecaka - Chodźmy już, o wiele lepiej będzie nam rozmawiać, kiedy będziemy siedzieć na plaży, przy zachodzie słońca.
     -Też mi się tak wydaje. - przyznał Leo i wyszliśmy na zewnątrz.
Po jakiś piętnastu minutach zatrzymaliśmy się w odpowiednim miejscu, gdzie nikt zazwyczaj nie chodził. Ja rozłożyłam koc, a Leo wyjął kanapki. Po chwili zniknął mi z oczu, a następnie wrócił z rękami pełnymi drewnianych patyków.
     -Co ty wyprawiasz? - zapytałam się go.
     -Zrobimy ognisko. Będzie nam cieplej.
Zaśmiałam się. Zdziwiły mnie jego zamiary, ale podobał  mi się pomysł rozpalenia ogniska na plaży. Tym bardziej, że zobaczyłam wyjmowane przez niego pianki, krakersy i nutellę. Tak - S'mores to zdecydowanie coś, na co mam ochotę.
     -Jejku Leo, kocham Cię. - powiedziałam pokazując na wyjęte przez niego składniki.
     -Jak widać wystarczy pokazać Ci coś dobrego do jedzenia, żebyś wyznała komuś miłość. - oznajmił i zaśmiał się, po czym dodał - Typowa kobieta.
     -Zamknij się Devries. - parsknęłam.
     -No dobrze, dobrze, ale pianki potem. Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
     -Oho.
     -Nie, nie da się jej zjeść. - powiedział, po czym wyjął lampion.
     -Ojej - zaczęłam - zawsze chciałam z kimś taki puścić.
Chłopak rozłożył lampion.
     -Więc teraz będziesz miała okazję zrobić to ze mną. I możemy to powtarzać co miesiąc, co ty na to?
Pocałowałam go w usta.
     -Wydaje mi się, że do wspaniały pomysł.
Zapalił zapalniczkę i podpalił lampion.
     -A gdzie byś chciała najbardziej go ze mną puścić?
     -Wydaje mi się, że w Californii. Okolice Los Angeles, przepiękna plaża. I mnóstwo innych światełek w powietrzu.
Chłopak zasłonił moje oczy swoimi rękoma i zaczął mówić.
     -To wyobraź sobie, że naokoło całe niebo jest rozświetlone przez tysiące lampionów i pomarańczową barwę zachodzącego słońca. Na około nas są palmy, a przed nami ciepły ocean. Jesteś to sobie w stanie wyobrazić?
     -Tak. Wygląda pięknie.
Chłopak odsłonił mi ręce i szepnął do ucha.
     -To my za kilka lat.
Puściliśmy w górę lampion. Leondre objął mnie od tyłu i oboje wodziliśmy wzrokiem po oddalającym się świetle. Nagle w chwili skupienia Leo przewrócił mnie na piasek. Sam też upadł i zawisł nade mną, podpierając się rękoma.
     -Pieprzony idiota! - krzyknęłam. Chłopak nachylił się nad moim uchem i szepnął.
     -Cicho. Oboje wiemy, że kochasz tego pieprzonego idiotę.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Miał rację. Mógł mnie wkurzać, irytować, mogłabym być na niego zła lub o niego zazdrosna, ale to nie zmieniało faktu, że kochałam go całym sercem.
On odchodząc od mojego ucha skierował się w kierunku moich ust i złożył na nich pocałunek. Najpierw delikatny, później - bardziej zdecydowany. Z ust zaszedł do mojej szyi, którą również obdarzył pocałunkami. Następnie oderwał się ode mnie, a jego usta wylądowały na moim brzuchu. Lekko podwinął moją bluzę, lecz kiedy doszedł do biustonosza podniósł się i zawiesił na mnie pytające spojrzenie. Dobrze wiedziałam czego chce. Też tego chciałam, ale chyba nie byłam jeszcze na to gotowa. To trochę tak, jak z jakimś przepysznym ciastkiem, na które masz ochotę od jakiegoś czasu, ale dostajesz tylko kawałek, lecz dowiadujesz się, że jak trochę poczekasz, to dostaniesz całe ciasto, nie tylko kawałek. A ja zawsze wybiorę całe ciastko. Dlatego przewróciłam się tak, że to teraz ja byłam na górze. Pocałowałam chłopaka w szyję zostawiając na niej mały, różowo fioletowy ślad i skierowałam się w stronę jego ucha.
     -Wolę żebyś ten wieczór spędził z moją osobowością, nie z ciałem.
Chłopak poruszył twierdząco głową, po czym przytulił mnie do siebie.
Po kilku minutach leżenia  w ciszy Leondre odezwał się.
     -Wydaje mi się, że jedzenie samo się nie zrobi.
Popatrzyłam na niego zaspanym wzrokiem.
     -No, no. Idziemy. - powiedział szturchając mnie lekko w bok.
     -Już. - odpowiedziałam i podniosłam się. Chłopak wyjął opakowanie z piankami i nadział kilka z nich na nasze patyki. Usiedliśmy obok siebie przy ognisku. Ja oparłam się o Leondre i położyłam głowę na jego ramieniu. Trzymaliśmy swoje pianki nad ogniem, czekając aż się trochę roztopią.


Leo złapał mnie za rękę i spletliśmy swoje palce ze sobą.
     -Myślałaś już, gdzie chciałabyś pójść do college?
     -Czemu Ci się nagle teraz wzięło na takie przyszłościowe myślenie?
     -Jakoś tak mi się przypomniało. Ale wiesz, że już nie tak bardzo przyszłościowe? Za rok musimy już aplikować.
     -Nie przypominaj mi o tym. Wolisz nie wiedzieć gdzie zamierzam złożyć  aplikację.
Chłopak popatrzył się na mnie przestraszonymi oczami.
     -Wydaje mi się, że powinienem wiedzieć.
Spuściłam wzrok na piasek i zaczęłam rysować palcem kwiatki na piasku.
     -No? - ponaglił mnie Leondre.
     -W sumie dzisiaj mówiłam, gdzie chciałabym puścić z tobą te lampiony..
     -Ty chyba oszalałaś! - krzyknął - Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz chodzić do szkoły na drugim końcu świata?! I jak my się będziemy widywać?
     -Coś się wymyśli. - powiedziałam cicho.
     -Coś się wymyśli przez jebane 9000 kilometrów?!
     -Nie krzycz tak, mamy mnóstwo czasu.
Chłopak objął mnie ramieniem i oparł swoją głowę o moje plecach, a potem odpowiedział.
     -Nie chcę, żebyś gdzieś wyjeżdżała. - powiedział smutnym głosem - Chce być z tobą bez przerwy.
     -Do wyjazdu zostało jakieś półtora roku. Wiesz ile może się jeszcze zmienić?
     -Chcesz powiedzieć, że zerwiemy albo jedno z nas zginie w wypadku? Taka perspektywa wydaje mi się jeszcze gorsza. - oznajmił przewracając przy tym oczami.
     -Mamy jeszcze tyle czasu, ta rozmowa jest bez sensu.
     -No niech Ci będzie.
Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, gdy nagle postanowiłam się odezwać.
     -Zabiorę Cię ze sobą, coś się wymyśli.
     -Łatwo Ci mówić.
     -Tak, wiem. Charlie, zespół i 135324 innych rzeczy, ale tym się zajmiemy kiedy indziej.
     -Masz rację, teraz lepiej zając się naszymi piankami, które już prawie płoną.
Spojrzałam na białe kuleczki na naszych patykach, które powoli stawały się czarne. Szybko podniosłam je z nad ogniska.
     -Dobry pomysł. Jedzenie jest ważniejsze od college i innych takich. - powiedziałam, a po chwili wspólnie zaśmialiśmy się. Posmarowaliśmy krakersy nutellą i wsadziliśmy do środka pianki. Ugryzłam kawałek i położyłam głowę na nogach mojego chłopaka.
     -Przepyszne. Tak się cieszę, że mnie tutaj zaciągnąłeś.
Chłopak najpierw się nie odezwał, a potem odpowiedział.
     -Wiesz co? Pieprzyć wszystko inne. Obiecałem, że razem puścimy lampiony w Los Angeles. Nie mogę dopuścić, żeby to się stało, kiedy odwiedzę Cię po roku nieobecności.
Przyciągnęłam jego głowę do mojej i pocałowałam go. Nie wiedziałam w ilu procentach tak się stanie. Jestem bardziej realistką, więc zdawałam sobie sprawę, że pewnie czeka nas jeszcze mnóstwo przeciwności losu, ale co mi zaszkodzi, jak będę myśleć tu i teraz. A tu i teraz mój Devries chce spędzić ze mną przyszłość, więc to się najbardziej liczy.

sobota, 19 marca 2016

,,Just breathe" + relacja z YSOT

Piątek, 22 styczeń, 10:00 *miesiąc później*
     Moja ręka wykonywała kolejne okrężne ruchy na kartce papieru - to było coś, co zawsze pomagało mi się odstresować, rysowałam długopisem kwiatki. Nie wiem dlaczego akurat rysować i dlaczego akurat kwiatki, ale od małego w stresujących sytuacjach robiłam te  małe rysunki. I nie znaczyło to wcale, że miałam zdolności manualne - o nie, to na pewno nie tak. Zawsze rysowałam fatalnie. Taniec, ewentualnie śpiew - to moja bajka. Ale już nie ważne. Dlaczego byłam tak bardzo zdenerwowana? W sumie nie mam pojęcia. Leo jest w trasie od ponad dwóch tygodni i przez ten czas wystarczała mi codzienna rozmowa na skypie. Dlaczego więc teraz, kiedy za dwa dni ma przyjechać tak strasznie mi go brakuje? No nic. Tego nie wie nikt, ale Nicole, siedząca obok mnie chyba za wszelką cenę próbowała to rozgryźć.
     -Nadia do cholery! Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wcześniej świetnie sobie radziłaś bez niego. Co Ci się stało?
     -Fajnie gdybym wiedziała. - odpowiedziałam.
     -No ale po prostu za nim tęsknisz, czy jak? - zapytała.
     -Mówiłam Ci - nie mam pojęcia! - krzyknęłam trochę za głośno. Cała klasa zawiesiła na mnie wzrok. Nauczycielka, stojąca przy tablicy odezwała się.
     -Widzę, że teraz rozgrywa się jakaś dramatyczna akcja, ale nie chcemy żebyś wciągała nas w swoje problemy osobiste.
Przewróciłam oczami. Zobaczyłam Olivera nachylającego się nad naszą ławką.
     -A tej co się stało? - powiedział do Nicole.
W tym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Ludzie zaczęli się pakować i wychodzić z sali.
     -Dobra, koniec tego. - zaczęła dziewczyna - Zrywamy się i idziemy do Ciebie. Zrobimy gofry, obejrzymy film. Co ty na to?
     -Mi się ten pomysł bardzo podoba. - uprzedził mnie Oliver.
     -No niech wam będzie. - stwierdziłam i wszyscy wyszliśmy z sali. Udaliśmy się do głównych drzwi i opuściliśmy budynek.
Kiedy byliśmy już pod moim domem wyjęłam klucze, otworzyłam mieszkanie i weszliśmy do środka. Podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej potrzebne rzeczy.
     -Nicole! Oliver! Wy sobie nie myślcie, że będziecie się obijać! - powiedziałam do przyjaciół, którzy już zajęli miejsce na kanapie.
     -No już, nie denerwuj się królewno. Przecież wiesz, że jestem znakomitym kucharzem. - powiedział Oliver z łobuzerskim uśmiechem. Podszedł do kuchennego blatu i wbił jajka do miski. Nicole dodała resztę składników, a ja zamieszałam ciasto.

     -O ile się nie mylę, to chyba polubiliście Leondre. I to chyba bardzo, a kto wcześniej mówił, ze jest zapatrzonym w siebie dupkiem?

     -Na pewno nie ja. - odpowiedział mi Oliver z ironią.

     -Taki się wydawał. - zaczęła Nicole - Tego właśnie spodziewałabym się po tak popularnym chłopaku. Pieprzony egoista, i tyle. No ale faktycznie, okazało się, że może też być świetnym przyjacielem. No i chłopakiem, bo ty chyba jesteś z niego zadowolona.
     -No jasne, że jest. - przerwał chłopak - Inaczej on musiał by się spotkać ze mną i już nie było by tak zabawnie. - w tym momencie podwinął rękawek koszulki, udając, że pokazuje mięśnie. Obie wybuchłyśmy śmiechem, wiedząc, że Oliver to sama skóra i kości.
     -Nie śmiejcie się głupie. - powiedział uderzając nas z łokcia - Zaraz zobaczymy, czy będzie tak śmiesznie jak zostawię was z tym ciastem. Ciekawe która z was zrobi takie pyszne gofry jak ja, bo mi się wydaje, że żadna.
     -Idiota. - odezwałam się - Leć do garów, my wybierzemy film.
Poszłam z Nicole do salonu, odwróciłam się, a mój przyjaciel pokazał mi język. Ja wyciągnęłam w jego stronę środkowego palca, a on udał obrażonego. Uwielbiam się z nim tak przekomarzać.
Siadłam na kanapie wraz z Nicole i włączając elektroniczną wypożyczalnie zdecydowałyśmy się na komedię romantyczną - specjalnie dla mnie, żebym się jeszcze bardziej rozweseliła. 

Przytuliłam się do przyjaciółki, czekając aż dołączy do nas Oliver.
     -Wszystko już w porządku? - zapytała się mnie dziewczyna.
     -Tak. Po prostu miałam jakąś chwilę słabości, okropnie za nim tęsknie.
     -Rozumiem Cię. Macie przechlapane z tym, że on musi wyjeżdżać w te trasy i tak dalej, ale za to patrz. Jaka dziewczyna trafia w tym wieku na taką miłość? I do tego jeszcze z tak przystojnym, utalentowanym i popularnym chłopakiem? Inne dałyby się za to pokroić.
     -Może masz racje. Muszę nauczyć się doceniać to, co mam.
     -Na pewno mam rację. - powiedziała moja przyjaciółka i przytuliła mnie jeszcze mocniej.
W tym momencie podszedł do nas Oliver z talerzami z pięknie udekorowanymi goframi.
     -Ej no widzę, że jest tu jakieś zwierzanie się sobie beze mnie. A co jeśli ja też mam problemy ze swoim chłopakiem?
     -Ja nie mam problemów z Leo, a Nicole nie ma chłopaka, więc wybacz, grupa wsparcia to nie tutaj.
     -Śmieszne w cholerę. - powiedział, udając oburzonego, po czym wskoczył na kanapę i mocno nas uścisnął. - Kocham was dziewczynki.
Włączyłam film i zaczęliśmy go oglądać. Po jakiejś godzinie usłyszałam czyjeś kroki w korytarzu. Odwróciłam się w tym kierunku, z którego dochodził dźwięk. Ujrzałam czyjąś sylwetkę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W korytarzu stał oparty o ścianę Leo, trzymając walizkę i jakąś torbę. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam w kierunku chłopaka. Wskoczyłam na niego obejmując go nogami w biodrach i przytuliłam go bardzo mocno. Potem nie wiadomo kiedy popłakałam się. W tym momencie zorientowałam się jak bardzo brakowało mi go przez jego nieobecność.
Kiedy otrząsnęłam się po tym wszystkim, zeszłam na ziemię i odezwałam się do chłopaka.
     -Jeju, nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że wracasz wcześniej?
 
     -Niespodzianka! I widzisz jak się ucieszyłaś?
     -Głupek. Tak w ogóle, to dlaczego teraz wróciliście? Przecież mieliście w poniedziałek.
     -Niestety musieliśmy odwołać dwa koncerty. No, ale za to jestem tu z tobą. - powiedział chłopak, po czym objął mnie w talii.
Podeszli do nas Oliver i Nicole. Przywitali się z Leondre, trochę pogadali, a potem wyszli uznając, że "nie będą nam przeszkadzać".
      -Idziemy gdzieś? - zapytał Leo - Pamiętasz jak przed moim wyjazdem spędziliśmy cały wieczór na dachu tego budynku? Zrobiłbym teraz coś podobnego. Żebyśmy byli tylko we dwoje. Będziemy mogli rozmawiać całą noc. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie - Wiem, spędzimy noc na dzikiej plaży.
Ja wybuchłam śmiechem.
     -Co w tym śmiesznego? - zapytał zdezorientowany chłopak.
     -Po prostu śmieszy mnie jak mówisz "dzika plaża". Robisz to tak śmiesznie.
     -Nie masz się do czego doczepić. - powiedział i przewrócił oczami - To jak? Co ty na to?
     -Nie jestem przekonana. Co my zrobimy? Rozbijemy namiot?
     -Jest ciepło. Nie musimy. Pójdziemy trochę wyżej, tam nie wieje. Zobaczysz, że będzie super.
     -No nie wiem..
Chłopak dotknął ustami mojej szyi, po czym zaczął mnie po niej całować. Następnie szepnął mi do ucha.
     -Pomyśl tylko - cała plaża tylko dla nas. Możemy robić wszystko na co mamy ochotę. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
     -No właśnie, dobrze, że powiedziałeś. Na co my mamy ochotę. Za wiele nie oczekuj kochanie.




     -Jesteś okropna. - powiedział.
Puściłam mu całusa, a on przewrócił oczami.
     -To jak?
     -Niech Ci będzie, pójdę się przebrać, a ty możesz spakować jakieś koce.
Dalsza część tego dnia pojawi się w następnym rozdziale, a ja chciałabym was przeprosić, że rozdział tak się opóźnił, ale w czwartek (czyli w dzień, w którym miałam go opublikować) coś się stało z bloggerem i nie mogłam na niego wejść, a w piątek byłam na koncercie BaM w Łodzi ♥
Więc chciałabym was jeszcze zaprosić na moją relację z koncertu.
W Łodzi byłam już o 10:30 więc przed wejściem do clubu czekałam całe 4h (wpuszczali o 14:30). Już tam na dworze był okropny ścisk, a ja i inne osoby, które stały pod samymi drzwiami miały najgorzej, bo pod koniec nawet nie dało się wyjąć telefonu, czy chociaż wyciągnąć ręki. Kilka osób więc zemdlało już na dworze (w jednym przypadku nawet miałam okazję udzielać pierwszej pomocy). Niestety niektóre bambinos zaskoczyły mnie od złej strony. Przed wejściem toczyły się same kłótnie, a dwie dziewczyny prawie się pobiły. Ale tak po za tym to nie narzekam :'). A teraz przechodząc do występu BaM, bo to chyba najważniejsze. Chłopcy weszli na scenę jako ostatni i od razu zrobiło się wielkie poruszenie, czemu się nie dziwię. Nie mogłam uwierzyć, że byli tak blisko (stałam w trzecim rzędzie). Przez cały czas, kiedy oni śpiewali płakałam ze szczęścia i emocji. I teraz krótka historia najpiękniejszego momentu na całym koncercie. Kiedy chłopcy śpiewali ,,Breathe" Leo podszedł do miejsca, gdzie stałam ja i inne osoby. Wszyscy nagrywali, ale ja, cała zapłakana wyciągnęłam do niego rękę. W tym momencie on także wyciągnął do mnie rękę i spotkaliśmy się tylko palcami (bo jak pisałam wcześniej byłam w 3 rzędzie i nie mogłam podejść bliżej). No i akurat leciał ten fragment i 
Leo patrząc mi w oczy i trzymając mnie za palce zaśpiewał do mnie ,,Just breathe, don't cry. You are so beautiful". A potem, kiedy się podniósł puścił do mnie oko. I tym wszystkim sprawił, że do końca koncertu ryczałam jak głupia. To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. ♥
[poniżej dołączam kilka zdjęć, które zrobiłam]





piątek, 11 marca 2016

,,People come and go, but memories never fade''

~21~
Sobota, 23 grudzień, 14:00
     Siedziałam właśnie w swojej garderobie i ze wszystkich sił starałam się wybrać ubrania na dzisiejsze wyjście. Wybierałam się z Leondre na koncert jego i Charliego. Pomimo tego, że znam już się z Leo ponad cztery miesiące to będzie mój drugi ich koncert. W sumie można nawet uznać, że pierwszy, bo tamten spędziłam cały, siedząc w garderobie i płacząc (to było w ten dzień, kiedy wyzywał mnie ten chłopak i Ashley ze swoją świtą). W każdym razie nie mogłam się już doczekać, ale chyba tego po sobie nie pokazywałam, bo byłam już dość spóźniona. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. No tak. To przecież Leo. Zaraz mi się dostanie, że nie umiem się szykować. Szybko podbiegłam do drzwi i wpuściłam chłopaka.
     -Oho, możesz mi tak częściej otwierać. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc spojrzałam w lustro. Aha, byłam w samej bieliźnie. Brawo Nadia. Szkoda, że jeszcze nie otworzyłaś tak drzwi listonoszowi. - pomyślałam z sarkazmem.
Weszłam znów do mojej garderoby. Z zewnątrz słyszałam tylko krzyki Leondre.
     -Pośpiesz się, musimy już wychodzić!
     -Uwierz mi, że wiem, która jest godzina. - odpowiedziałam.
W końcu wybrałam odpowiednie ubrania i przebrałam się w nie.



Wyszłam z pomieszczenia i weszłam do swojego pokoju. Podeszłam do chłopaka i pocałowałam go na powitanie.
     -Ślicznie wyglądasz. - odezwał się.
     -No wiem, jak zawsze. - rzuciłam.
     -Nie nabrałem się. - powiedział i oboje wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu jego mamy.
     -Dzień dobry.- przywitałam się z nią.  Usiedliśmy na tylnych siedzeniach i ruszyliśmy w drogę.
Po jakiś dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się tylnym wejściem do garderoby. Leondre poszedł się po coś do menagera, a ja spotkałam Charliego. Grał coś na gitarze. O ile mi się wydawało, to była jakaś piosenka Eda Sheerana. Usiadłam obok niego i poprosiłam.
     -Zaśpiewasz mi to?
     -No dobra. Konkretnie tą piosenkę?
     -Tak.

https://www.youtube.com/watch?v=QlNQD98lfUY

Przez jakieś piętnaście minut słuchałam jak Charlie od nowa i od nowa śpiewa ,,Give me love" . Uwielbiałam jego głos i tą piosenkę. W tym czasie przyszedł Leondre, ale Charlie nie przestawał grać, ani śpiewać. Leo podał mi rękę.
     -Nie chciałabyś ze mną zatańczyć? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
     -Może bym chciała. - odpowiedziałam.
Chłopak objął mnie w pasie, a ja położyłam dłonie na jego ramionach, splatając je. Zaczęliśmy poruszać się po parkiecie. Najpierw niezgrabnie, lecz później doskonale się zsynchronizowaliśmy. Przy końcu piosenki chłopak odgarnął mi włosy za ucho. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Byłam tak cholernie szczęśliwa. Nie przeszkadzało mi to, że Charlie może się w tej chwili na nas patrzyć, tylko złożyłam na jego ustach pocałunek. Po chwili muzyka ucichła. Niczym para osób, nagle wyrwanych z magicznej krainy otrząsnęliśmy się. Leondre z Charliem weszli na sceną, a ja stanęłam za kulisami, ale tak, że miałam na nich bardzo dobry widok.
Chłopaki zaczęli od ,,Just remember".Uwielbiam tą piosenkę. Jest przepełniona uczuciami. Nawet rap Leo wydaje się być w niej niesamowicie delikatny. Nie wiadomo kiedy, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Ale nie była ona spowodowana smutkiem, tylko czymś innym. Kolejnym uczuciem, którego nie potrafię nazwać.
    Po około dwóch godzinach chłopcy zeszli ze sceny. Przytuliłam najpierw Leondre, później Charliego.
    -Byliście cudowni. - powiedziałam.
    -No wiem. Jestem najcudowniejszym i najwspanialszym chłopakiem. - odpowiedział mi Leo.
    -Yyy, bardziej mówiłam o Charliem. - oznajmiłam, a po chwili wszyscy wybuchli śmiechem.
Nagle Leo przestał się śmiać.
    -Nie śmieszne. -  powiedział.
    -Już widzę jak się "nie śmiejesz". - odezwałam się.
Następnie weszliśmy wszyscy do garderoby. Chłopaki się przebrali, a ja popisałam z Nicole.
     -Dobra, jestem gotowy możemy ruszać. - powiedział mój chłopak.
     -Gdzie? Twoja mama przecież jeszcze nie przyjechała. Miała coś załatwić.
     -No i nie przyjedzie. Pozwól, że Cię porwę.
     -A co jeśli nie pozwolę? - zapytałam.
     -Obawiam się, że nie masz wyjścia. - powiedział, wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku.
     -Leondre! - krzyknęłam - Zgadzam się, tylko mnie puść!
     -No już, już spokojnie. - chłopak postawił mnie na ziemi.
Poszliśmy drogą w stronę centrum. W sumie miasto było małe, ale za to bardzo ładne. Słońce zbliżało się ku zachodowi, więc niebo miało śliczny, różowo pomarańczowy kolor. Przeszliśmy się do Subway'a i kupiliśmy dwie kanapki z kurczakiem i dwie Nestea.
      -Dawaj, weźmiemy jedną,  będzie romantycznie. - powiedział Leo.
     -Nie wiem jak ty, ale ja swoją nie zamierzam się dzielić. Jak widać bycie romantycznym nam nie wychodzi.
     -Mów za siebie. - odpowiedział Leondre, szczerząc zęby w uśmiechu.
Pani spakowała nam jedzenie do papierowej torby, a my wyszliśmy z budynku.
     -Nie jemy tutaj? - zapytałam.
     -Jeju, ty faktycznie w ogóle nie jesteś romantyczna. - powiedział z udawanym przekąsem - Zabiorę Cię w takie fajne miejsce, okej?
     -Okej. - odpowiedziałam i podałam mu rękę.
Szliśmy wzdłuż deptaku, gdy nagle chłopak zasłonił mi oczy swoimi dłońmi.
     -Przez resztę drogi nie będziesz nic widzieć. Chcę żebyś miała niespodziankę.
Po jakiś pięciu minutach wędrówki poczułam, ze wchodzimy po schodach. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, ale potem je opuściliśmy.
     -Gotowe. - powiedział i spuścił swoje ręce. Byliśmy na dachu jakiegoś budynku. Moim oczom ukazał się ocean, w którym odbijało się zachodzące słońce. To był niesamowity widok.
     -Tu jest przepięknie. - powiedziałam, a Leondre objął mnie od tyłu.
     -Cieszę się, że Ci się podoba.
Siedliśmy na ziemi i zjedliśmy nasz posiłek. Następnie zaczęliśmy rozmawiać. O najgłupszych sprawach. Bo właśnie taka była nasza relacja: mogliśmy rozmawiać dosłownie o wszystkim. Nagle Leondre przerwał wszystkie głupoty i zadał poważniejsze pytanie.
     -Co się stanie z nami po śmierci? - na początku myślałam, żeby zacząć się śmiać, ale potem zobaczyłam jego poważną minę.
Ja chciałam się zastanowić, żeby dać mu jakąś sensowną odpowiedź. Wstałam i z nieznanego mi powodu zaczęłam chodzić po krawędzi dachu, próbując złapać równowagę.




Następnie usiadłam obok niego. Nie miałam pojęcia dlaczego to wszystko zrobiłam, ale to pomogło mi się skupić.
     -Nie mam pojęcia. Wierzę, że nie znikamy sobie tak po prostu, że gdzieś jest ciąg dalszy. Jeśli karma nie zawsze spełnia się za życia, to powinna się spełnić po śmierci.
     -No tak. - powiedział cichym głosem Leo.
     -A właściwie dlaczego mnie o to pytasz?
     -Wiesz, dzisiaj jest rocznica śmierci kogoś, kto był dla mnie ważny. Dwa lata temu straciłem brata. - powiedział to zaduszając w sobie łzy. Nie chciałam żeby tak robił. Chciałam, żeby dał sobie ulgę i wypłakał się przy mnie, ile tylko miał sił.
Objęłam go ramieniem, a drugą ręką ścisnęłam jego dłoń. Spojrzeniem dałam mu do zrozumienia, żeby mówił dalej.
     -Miał osiemnaście lat, zginął w wypadku motocyklowym. Zawsze był dla mnie autorytetem. Po jego śmierci załamałem się. Przez pierwszy miesiąc w ogóle nie wychodziłem z domu. Potem z dnia na dzień było coraz lepiej, ale w dalszym ciągu cholernie za nim tęsknię.
Ścisnęłam go mocniej za rękę.
     -To normalne, że tak mocno tęsknisz. Teraz najlepiej pomyśleć sobie, że jest w jakimś niesamowitym miejscu, szczęśliwy. Przygotowuje tam tylko równie wspaniałe miejsce dla Ciebie. Pewnie nie może się doczekać waszego spotkania, ale wie, że tutaj masz do zrobienie jeszcze cholernie dużo rzeczy.
Otworzyłam torebkę i wyjęłam z niej długopis i jakiś notes, z którego wyrwałam kartkę.
     -Proszę. - powiedziałam podając mu rzeczy - Może trochę prymitywne, ale liczy się gest. Znaczy chodzi o to, że moja mama wierzy, że raz w roku powinno się napisać list do ważnej dla nas osoby, która zmarła i puścić go w powietrze. Wydaje mi się, że to trochę Ci pomoże, da uczycie, jakbyś z nim mógł porozmawiać.
Chłopak wziął ode mnie te rzeczy, a ja odsunęłam się dalej, chciałam dać mu trochę prywatności.
Po piętnastu minutach zobaczyłam, że chłopak wstaje i wypuszcza z rąk kartkę. Zobaczyłam, że oczy miał pełne łez. Podbiegłam do niego i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Po kilku minutach odezwał się.
     -Kocham Cię. Tak bardzo kocham Ciebie i te wszystkie Twoje słowa, które tak cholernie mi pomagają. - mówił przez łzy.
Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam go jeszcze mocniej, chcąc zabrać od niego chociaż połowę cierpienia. Tak przez kilka minut trwaliśmy w uścisku, w którym oboje mało co mogliśmy oddychać, ale byliśmy szczęśliwi.

*pół godziny później*
     Już zrobiło się ciemno, a na niebie było widać mnóstwo gwiazd.
     -Wiesz co? - zaczął Leo - Może nie będzie tak fajne jak muzyka na żywo, ale myślę, że miejsce, w którym jesteśmy Ci to wynagrodzi. - powiedział i włączył piosenkę ,,Give me love". Tą, do której tańczyliśmy w garderobie.

https://www.youtube.com/watch?v=QlNQD98lfUY

     -Tak więc. Mogę Cię prosić do tańca?
     -Wydaje mi się, że tak. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Chłopak ułożył ręce na moich biodrach, a ja objęłam jego szyję. Zaczęliśmy poruszać się w rytm lecącej muzyki.
     -Myślę, ze na balu bylibyśmy mistrzami. - powiedziałam.
     -Też mi się tak wydaje.- przytaknął Leondre.
Po tym, jak piosenka dobiegła końca położyliśmy się na ziemi, złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy obserwować gwiazdy.
     -Jak tu pięknie. - powiedziałam.
     -Masz rację, jest absolutnie cudownie.


     -Nadia? - zaczął Leo.
     -Tak?
     -Nic. Chciałem się tylko upewnić, że jesteś. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
szturchnęłam go w ramie. Dobrze wiedział, że nie lubię takich oklepanych tekstów z internetu.
     -Cholernie głębokie. - prychnęłam.
     -Tak jak uczucie, którym Cię darze. - powiedział znów szczerząc zęby w tym swoim uśmiechu.
     -Głupek. - powiedziałam.
     -Oho, i co jeszcze?
     -I idiota. że też musiałam się z tobie zakochać.
     -Nie miałaś wyboru, to przez mój zbyt duży urok osobisty. - odezwał się, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.

Kochani! Wracam do was po prawie tygodniu nieobecności z nowym, lepszym rozdziałem. Znaczy lepszym od tych dwóch poprzednich, więc chciałam was za nie przeprosić. Za to, że były krótkie i nieciekawe, ale można powiedzieć, że przeżywałam ''kryzys weny"(?) Nie wiem, czy coś takiego jest, ale chodziło o to, że kompletnie nie miałam pojęcia co napisać. W sumie teraz siadając do komputera, zrezygnowana miałam się z wami pożegnać i zawiesić bloga. Ale nie chciałam tego robić, bo kocham to, co robię, więc na szczęście znalazłam sposób na "szukanie weny". Mianowicie słuchanie mojej ulubionej playlisty i przeglądanie tumblr'a. Dzięki temu pomysł na rozdział pojawił się (dosłownie!) po kilkunastu sekundach. Dzięki temu nie zamierzam kończyć tego bloga i jeśli tylko będę widzieć waszą aktywność (chodzi o to, że chcę wiedzieć, czy to, co piszę wam się podoba) będę pisała do samego końca, czyli jak najdłużej. ♥
Ily xx
          julka294
Ps. Przed chwilą pojawił się nowy cover chłopaków. Jak się wam podoba? Ja jestem zachwycona, bo to jest jedna z moich ulubionych piosenek ♥ A po za tym głos Charliego i rap Leo cudowny jak zawsze.♥♥

niedziela, 6 marca 2016

,,I'll be missing you"

~20~
Poniedziałek, 17 grudzień, 14:30 *dwa tygodnie później*
     Siedziałem na angielskim, bez przerwy wpatrując się w okno. Po lekcji miałam się spotkać z Leondre, który był w trasie od dwóch tygodni. Bardzo się za nim stęskniłam. Podczas jego nieobecności spędziłam także mnóstwo czasu z Nickiem i w sumie bardzo go polubiłam. Ale Leo jest niezastąpiony. Zerknęłam szybko na zegarek w telefonie. Lekcja zbliżała się ku końcowi. Po chwili podniosłam się i wyszłam z sali. Wsiadłam w autobus i wróciłam szybko do domu. Tam przebrałam się.
Wzięłam łyka wody i zobaczyłam otwierające się drzwi. Od razu rzuciłam się na Leo stojącego w nich. Przytuliłam chłopaka i objęłam go nogami w biodrach. On złożył na moich ustach pocałunek.
     -Tak cholernie tęskniłem. - powiedział.
     -Ja też. - odpowiedziałam odrywając się od niego - I jak Ci minęła podróż.
     -Okej. Nie było dużego ruchu.
     -Chcesz się czegoś napić, czy zjeść?
     -W sumie nie. Po drodze zatrzymaliśmy się w restauracji.
     -No dobra. To chodźmy do mnie.
Poszliśmy do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Leondre zrobił to samo.
     -Nadia? - zaczął.
     -Tak?
     -Co to za chłopak? - powiedział pokazując mi telefon ze zdjęciem, na którym było widać mnie i Nicka. Cholera, jeszcze było zrobione tak, jakbyśmy byli razem.
     -Skąd masz to zdjęcie? - zapytałam z ciekawości.
     -Jakieś bambinos wrzucały na twittera. Pisały, że mnie z nim zdradzasz, że nie jesteśmy razem i różne takie.
     -Chyba im nie wierzysz?
     -No nie, ale..
     -Ale co? Jestem osobą rozpoznawalną. To chyba normalne, że powstają na mój temat jakieś plotki.
     -Tak, ale cholera, odpowiesz mi w końcu kto to jest? - powiedział zdecydowanie głośniejszym tonem.
     -To Nick, poznałam go przez przypadek. Byłam z nim w Poole, spędziłam z nim trochę czasu przez te dwa tygodnie.  I tyle. Nic więcej.
     -Naprawdę?
     -No tak. Jest mi przykro, że tak mi nie wierzyłeś.
     -Dobrze wiesz, ze to wszystko nie tak. Po prostu jestem przewrażliwiony, okej?  - chłopak przytulił mnie.
     -Niech Ci będzie. - powiedziałam i odwzajemniłam uścisk.
Resztę wieczoru spędziliśmy razem gadając i oglądając filmy.
 
Piątek, 22 grudzień, 14:30
     Wróciłam do domu i postanowiłam się przebrać. Wychodziłam na miasto z Nicole, Oliverem, Danielem, Sophie i Leondre. Zerknęłam w stronę leżącego na półce telefonu. Przyszła jakaś wiadomość, ale to był Oliver. Nie wiadomo dlaczego, ale liczyłam na Nicka. Od tych dwóch tygodni, w które spędziliśmy każdą wolną minutę razem nie miałam pojęcia, czemu w ogóle się nie odzywał. Było mi przykro, ponieważ zdążyłam się z nim zżyć. No tak Nadia, taki los ludzi, którzy zbyt szybko się przywiązują. Dobra, nieważnie. Może odezwie się jutro, a może już nigdy nie zamienimy ze sobą ani słowa.
Weszłam do garderoby i wybrałam ubrania.
 
 
Weszłam do kuchni i napiłam się wody. Po chwili wyszłam, spotkałam się z Nicole pod jej domem, a zaraz doszła do nas reszta osób.
     -Hej królewna. - powiedział Oliver, całując mnie w policzek na powitanie.
     -Mhmm, cześć magiczna wróżko. - odpowiedziałam.
     -Oho, podoba mi się. Możesz mnie tak nazywać. - stwierdził chłopak.
Doszedł do mnie Leondre, składając na moich ustach pocałunek. Postanowiliśmy się przejść na plażę, jak robiliśmy to zazwyczaj. Znaleźliśmy jakieś ustronne miejsce i siedliśmy. Daniel wyjął paczkę Marlboro i zapalił.
     -Uzależniony. - prychnęłam. Daniel palił już czasami przy nas, ale teraz zaczynał robić to częściej.
Wyciągnął rękę z papierosami w naszym kierunku.
     -Nie, dzięki. - powiedziałam.
     -I tak bym Ci nie dał. Leondre by mnie zabił. - skomentował.
Po papierosa zgłosiła się Nicole i Leo.
     -Nie wiedziałam, że palisz. - powiedziałam w stronę mojego chłopaka.
     -Czasami się zdarzy.
     -Yhmm. - wydałam z siebie ironiczny dźwięk.
W naszym kierunku zaczęła się zbliżać grupka jakiś osób. Po chwili rozpoznałam w nich znajomych Nicole.
     -A wy co tutaj robicie? - zapytał jakiś brunet.
     -No siedzimy, jak widać chyba. - odezwał się Oliver.
     -Ej to chodźcie z nami. Cody organizuje imprezę przy starym tartaku.
Cody był popularny u nas w szkole, ale bardziej z tej złej strony. Nie zdał dwa razy i ma za sobą pobyt w poprawczaku. Super materiał na nowe znajomości.
     -W sumie czemu nie. - powiedział Leo.
     -A ty od kiedy taki chętny na zjazd ćpunów? - zapytałam.
     -Od dzisiaj. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę grupki.
W końcu wszystko skończyło się tak, że wylądowaliśmy na starym tartaku jako jedyni trzeźwi ludzie. Chłopaki, chyba w celu przypasowania się do grupy zaczęli robić wszystko by skończyć jak reszta. Ja siadłam z boku wraz z Sophie i Nicole z czerwonym kubkiem w ręce przyglądając się różnym osobą i co jakiś czas odpędzając od siebie napalonych kolesi. Czas, nie wiadomo kiedy minął bardzo szybko. Nim się obejrzałam było zaraz przed północą. Przeszłam się dalej w celu poszukiwania Leondre. Po jakiś dziesięciu minutach odnalazłam bruneta w samym środku nawalonego towarzystwa, z nim na czele.
     -Dzień dobry kochanie. - powiedziałam biorąc jego twarz w dłonie.
     -Ale mamo ja nie chcę iść do tego zasranego przedszkola. - usłyszałam z ust chłopaka. Aha, więc to jest pijany Leo.
     -No już maluszku, nie pójdziesz. - powiedziałam trochę robiąc sobie z niego żarty. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku domu. Po kilku chwilach uświadomiłam sobie, że jest za dlatego i nie dam z nim rady. Wybrałam numer Charliego.
     -Halo? - usłyszałam zaspany głos w słuchawce.
     -Yyy Charls, nie miał byś nic przeciwko nocnej przejażdżce? - zaczęłam.
     -To gdzie mam być? - zapytał chłopak, najwyraźniej oczekując ode mnie konkretów.
     -Stary tartak, Port Talbot.
     -Będę za pół godziny. - powiedział i rozłączył się.
Ułożyłam Leo na jakiś deskach, a sama usiadłam obok niego. Nie rozmawiałam już z nim. Nie miałam ochoty słuchać jego bełkotu.
 Kiedy po jakimś czasie przyjechał po nas Charlie szybko wsiadłam do samochodu, a on zajął się Leo.
      -Co wy robiliście? On pierwszy raz się upił. - zaczął Charlie, kiedy już jechaliśmy samochodem.
      -To jego zapytaj. Nie moja wina, że chciał zabawić się ze ćpunami.
Kiedy dojechaliśmy do mnie Charls zaprowadził Leondre do jakiejś sypialni na górze. Następnie zszedł do mnie.
      -Coś jeszcze? Mogę Ci w czymś pomóc?
      -Nie. Możesz już jechać i wielki dzięki, że w ogóle przyjechałeś.
      -Nie ma sprawy. - powiedział po czym udał się w kierunku drzwi, ale chyba sobie coś przypomniał, bo zawrócił i zaczął - Nadia?
      -Tak?
      -Znów jestem z Chloe.
      -Naprawdę? O jeju to wspaniale.
      -Nie, na niby.
      -Złapałeś mnie na tym samym, na czym ja zawsze łapię was. - powiedziałam z uśmiechem.
      -No widzisz, nie zawsze jesteś górą. - odpowiedział Charlie, śmiejąc się.
  
Kochani! Chciałabym was bardzo przeprosić za dzisiejszy rozdział. Nie dość, że pojawił się później niż miał to jest krótki i niezbyt ciekawy. Ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
 
 




środa, 2 marca 2016

,,Flood warning coming in like a tsunami"

~19~
Sobota, 30 listopad, 11:00  *miesiąc później*
     Zamknęłam drzwi i wyszłam z domu. Miałam iść do sklepu, żeby zrobić zakupy. Moi rodzice oczywiście znowu musieli wyjechać. Od teraz ich wyjazdy będą się zdarzać coraz częściej, ponieważ  ich firma wspaniale się rozwija. Moja mama cały czas obwinia się i mówi, że nie powinna mnie tak zostawiać, ale mi w sumie taki układ pasuje. W Polsce większość czasu spędzałam z rodzicami, więc zdążyłam się nimi nacieszyć. Teraz jak wyjeżdżają te kilka razy w miesiącu mogę pobyć sama, zebrać myśli. Ten czas także spędzałam bardzo często z Leondre. Przez ten miesiąc widziałam się z nim chyba codziennie. Ale niestety teraz będzie musiał trochę popracować nad płytą i jeszcze ma jechać w trasę. Co prawda dwutygodniową, ale nie wyobrażam już sobie tej rozłąki.
     Weszłam do sklepu i kupiłam potrzebne rzeczy. Wychodząc z budynku natchnęłam się na Leo.
     -Hej, co ty tu robisz? - powiedziałam całując chłopaka na przywitanie.
     -Miałem do Ciebie przyjść, myślałem, że coś kupię.
     -Do mnie? Przecież rozmawialiśmy rano i nic nie mówiłeś.
     -No tak. Bo teraz nie wiedziałem tego, co wiem teraz.
     -To znaczy?
     -Obiecałem Ci, że spędzę razem z Tobą tą niedzielę, prawda?
     -No tak. Planowaliśmy, ze pojedziemy do Poole na plażę, a potem na tą imprezę.
     -Tak się składa, że nie mogę. Umówiłem się z jakąś bambino. To znaczy, bo jedna bardzo prosiła mnie o spotkanie. I cholera, nie mogłem już odmówić wiesz, że...
     -Wiesz, że co? Rozumiem gdyby to był pierwszy raz, ale to jest już chyba czwarty raz, kiedy ja jestem po fankach.
     -Ale przecież wiesz, że nie mogę  tak po prostu ich olać. Są dla mnie ważne. Wiesz o tym.
     -Wiem, ale we wszystkim trzeba znać umiar. Założę się, że gdybym ja miała problem i jakaś fanka, to najpierw poleciałbyś do niej.
Chłopak przytulił mnie i powiedział.
     -Dobrze wiesz, że to nieprawda. To ty jesteś dla mnie najważniejsza.
Przewróciłam oczami i wyrwałam się z objęć chłopaka.
     -Wydaje mi się, że powiedziałeś mi już wszystko, co miałeś. - stwierdziłam i odeszłam ze spokojem. Rozumiałam Leo w tym, że te wszystkie bambino były dla niego ważne, ale zaczynał mnie denerwować już z tym wszystkim. Weszłam do domu odłożyłam zakupy i wparowałam do swojego pokoju. Rozejrzałam się dookoła, szukając czegoś, co pomorze mi się chwilowo oderwać od wszystkich problemów. Mój wzrok padł na leżące w garderobie buty. Postanowiłam się przebiec. Najlepiej do mojej szkoły tańca. To zawsze mi pomagało. Ubrałam się i stanęłam przy wyjściu.
Wzięłam butelkę wody z kuchni i wyszłam. Włączyłam muzykę na Ipodzie i zaczęłam biec. Po jakiś trzydziestu minutach postanowiłam przyspieszyć tempo. Co prawda i tak byłam już zmęczona, ale to mi pomagało. Zmieniając playlistę zorientowałam się, że nagle leżałam na ziemi. Obejrzałam się i zobaczyłam chłopaka, który wyciągał dłoń w moim kierunku. Był przystojny. Miał brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Wysoko osadzone kości policzkowe. Podniosłam się z jego pomocą.
     -Gdzie tak pędzisz? - zapytał.
     -Uciekam przed problemami.
     -Mądre. To też mi zawsze pomaga. W takim razie możemy razem pouciekać.
W tym momencie zobaczyłam, że chłopak był ubrany w biały T-shirt, dresowe spodnie do kolan i buty do biegania.
     -Niech będzie. - powiedziałam i ruszyłam z nim w drogę.
     -Tak więc? - zaczął - Co jest Twoim problemem?
     -W sumie to chwilowo nie mam zbyt dużo problemów, a przez ich brak zaczęłam narzekać na każdą drobnostkę. W tym wypadku mały problem z chłopakiem.
     -Możesz powiedzieć więcej, spokojnie.
     -To, że mogę nie znaczy, że chcę.
Chłopak poklepał mnie plecach.
     -No dawaj.
     -Uparty jesteś. Po prostu przez pewne osoby nie pojadę z nim jutro na wycieczkę, którą planowaliśmy od jakiegoś czasu. Nic wielkiego.
     -Niby nic, ale się martwisz.
     -Po prostu jestem przewrażliwiona, okej?
Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Kiedy odprowadził mnie do domu odezwał się:
     -To kiedy miałaś mieć tą super wycieczkę?
     -Jutro. A co?
     -No nic. Pa.
Stałam przed domem wpatrując się w oddalający się kształt. Widziałam, ze odwrócił się dwa razy w moim kierunku. Wydawał mi się być fajny, ale nawet nie znałam jego imienia.
 
Niedziela, 1 grudzień, 10:00
     Właśnie siedziałam w salonie, jedząc śniadanie i oglądając jakiś serial. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je, a za nimi ujrzałam chłopaka, który wczoraj ze mną biegał.
     -To jak? - zaczął - Jedziemy na tą wycieczkę?
     -Zaraz. Co? - byłam w szoku, bo na nic się z nim nie umawiałam.
     -No mówiłaś, że miałaś jechać na plażę i na imprezę. Też mam ochotę. Chodź, pakuj się.
     -Myślisz, że pojadę gdzieś z jakimś chłopakiem, którego imienia nawet nie znam?
     -No tak. Gdzie moje maniery. Jestem Nick. - chłopak podał mi rękę. Widząc moją niepewność wyjął z kieszeni jakiś dokument i podał mi go. - Nick Hyland. Lat 17. - zaczął czytać - To prawo jazdy. - dodał pokazując mi pieczątkę i podpis - Teraz już mi wierzysz?
     -Może. - odpowiedziałam.
     -W takim razie chodź. No nie bój się. Nie uprowadzę Cię i nie uwiodę. Przecież wiem, że masz chłopaka. I to w dodatku sławnego, więc wątpię, że tak szybko z nim zerwiesz.
     -Oho, a skąd wiesz, ze on jest sławny? Przecież Ci tego nie mówiłam.
     -Można powiedzieć, że Cię wyguglowałem.
     -Jak? Nawet nie znasz mojego imienia.
     -To nie było trudne. Wystarczyło w pisać Twój adres domu i od razu wyszły mi jakieś strony fandomu. - powiedział  jakby nigdy nic.
Trzeba przyznać, że trochę mnie przerażało to, że on tyle o mnie wiedział, ale lubiłam go i wydawał się nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
     -Wiesz, że mówiąc mi to wcale mnie nie przekonujesz, bym Ci zaufała?
     -Teraz właśnie zaczyna mi się tak wydawać. No nic. To jak?
     -Może będę tego żałować, ale jadę z Tobą.
     -A mi się wydaje, że tylko będziesz się cieszyć z tej decyzji.
Poszłam do garderoby i przebrałam się.
 
    
     -Super wyglądasz. - powiedział otwierając mi drzwi do samochodu.
     -A dziękuję.
     -To jak? Gdzie dokładnie jedziemy?
     -Do Poole. Tam jest ładna plaża. Potem mieliśmy iść do baru przy plaży na imprezę, ale my możemy po prostu się gdzieś przejść.
     -Okej, w takim razie ruszamy. - Nick odpalił samochód.
Jechaliśmy przez jakieś dwie godziny. Przez całą drogę ciągle rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy mnóstwo wspólnych tematów. Kiedy dotarliśmy na miejsce wysiedliśmy i poszliśmy na plażę. Upraliśmy się w stroje kąpielowe i ruszyliśmy do wody. Pływaliśmy przez prawie cały dzień, a następnie przeszliśmy się na miasto. Poszliśmy do jakiejś kawiarni na gofry, a później załapaliśmy się na film w "letnim" kinie. Do domu wróciłam po północy. Dopiero wtedy zauważyłam, że miałam kilka nieodebranych połączeń od Leo. Oddzwoniłam do niego i powiedziałam, że wszystko w porządku, tylko po prostu miałam wyciszony telefon. Nie chciałam mu mówić o dzisiejszym wyjeździe z Nickiem. Nie wiedziałabym jakby to odebrał.
    
 
Witajcie! Więc tak - pojawił się nowy bohater. Co o nim sądzicie? Mam co do niego pewne plany i mimo, że nie będzie pojawiał się często, później bardzo wpłynie na rozwój wydarzeń (oczywiście, jeśli moje plany nie ulegną zmianie). Chciałam też poruszyć jedną sprawę. Mianowicie taką, że mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to, że w opowiadaniu zaczyna się zima, a bohaterowie chodzą ubrania i kąpią się w morzu jakby był środek lata. No niestety musimy założyć, że w moich opowiadaniach jest wiecznie ciepło. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć z tym problemu. :')
Jeśli podobają wam się moje rozdziały to serdecznie proszę o komentarze, bo one bardzo mnie motywują, a na razie widzę tylko trzy aktywne osoby.
Ily ♥ ~ julka294