piątek, 29 stycznia 2016

,,We can work it out, you could be mine"

~8~
Czwartek, 21 sierpień, 7:30
     Wyłączyłam budzik i sturlałam się z łóżka. Byłam strasznie zmęczona, bo zarwałam wczorajszą noc, żeby pouczyć się do dzisiejszego sprawdzianu z biologii. Na szczęście  miałam na 9:00, więc nie musiałam wstawać tak wcześnie, jak zwykle. Otworzyłam laptopa i połączyłam się z Nicole. U niej teraz powinna być gdzieś 16:30. Po kilku sygnałach zobaczyłam uradowaną przyjaciółkę.
     -Hej Nadia! Masz dobre wyczucie czasu, bo właśnie wróciłam do hotelu.
     -Cześć Nicole, co dzisiaj robiliście?
     -Prawie cały dzień na mieście, rozumiesz.. A i kupiłam Ci kilka rzeczy, zobaczysz z resztą jak przyjadę. Ojej, bym zapomniała. Jak tam twój szatański plan? Devries przyznał Ci się, że jest barsem?
     -Nie, tylko, że jedzie z mamą do znajomych. W Poole, czy gdzieś.
     -Ładnie kłamie, tam miał się odbyć ten koncert.
     -Tssa, ja nadal nie mogę zrozumieć czemu on mnie tak okłamuje.
     -Może chodzi o to, że myśli, ze nie będziesz chciała chodzić z gwiazdą.
     -Przecież nikt tu nie mówi o żadnym chodzeniu, a po za tym, nie mów tak. To mi się kojarzy z chodzeniem po bułki, albo z takimi pseudo-związkami z podstawówki.
     -No dobra, nie będę. A teraz zostawiam Cię z tym sama, bo idę na kolację, pa pa.
     -No pa, smacznego. - odpowiedziałam i odłożyłam laptopa. Spojrzałam na zegarek. Była 8:15.Już późno. Ubrałam się w bordowy sweterek, czarne rurki z dziurami i biało-czarne superstary. Wzięłam plecak i o 8:30 byłam już w autobusie.
     Weszłam do klasy. Dzisiaj też na dwóch pierwszych lekcjach był ze mną Leo i mieliśmy razem siedzieć.
     -Cześć księżniczko! - usłyszałam głos za swoimi plecami. To oczywiście był Devries.
     -No cześć królewiczu. Jak tam było wczoraj? Co robiliście? - zamierzam męczyć go takimi pytaniami, póki nie wymięknie.
     -Fajnie, ale trochę nudnawo. O wiele bardziej wolałbym się spotkać z tobą. - mhm, na pewno - A ty co robiłaś? - zapytał, zmieniając temat.
     -Uczyłam się. Mam dzisiaj sprawdzian z biologii.
     -No to życzę Ci powodzenia. Ej, a skoro wczoraj nam nie wyszło, to może dzisiaj się gdzieś przejdziemy po szkole. - Nie Nadia, nigdzie z nim nie idziesz. Rozumiesz? Nie pójdziesz nigdzie z tym kłamcą! - usłyszałam głos w swojej głowie.
     -No pewnie. - Zaraz, co? Powiedziałam właśnie "No pewnie"? Jestem głupia. Zaraz postanowiłam się trochę z tego wyplątać i dodałam: - A może Daniel i Sophie też z nami pójdą? Chciałabym ich trochę lepiej poznać.
     -Niech będzie. - powiedział trochę zawiedziony Leo.

Czwartek, 21 sierpień, 15:00
     Wyszłam ze szkoły i rozejrzałam się dookoła. Przy boisku zauważyłam rozmawiających ze sobą Leo, Daniela i Sophie. Podeszłam do nich, byłam podekscytowana, bo przyjaciele Leo sprawiali wrażenie na prawdę fajnych osób, a ja chciałam ich lepiej poznać.
     -Hej! - przywitałam się.
     -Cześć Nadia, no chodź, to idziemy do pizzerii, może być? - przywitał się ze mną Daniel.
     -Tak, oczywiście. - odpowiedziałam.
     -Ej, zauważyłam, że chodzisz ze mną na biologie. Jak Ci poszedł dzisiejszy sprawdzian? - spytała Sophie.
     Tak dziewczyna rozkręciła rozmowę. Potem wszyscy weszliśmy do pizzerii, rozmawialiśmy przez jakieś 2 godziny. Ale nikt nas nie zamówił pizzy, bo wszyscy byliśmy najedzeni po dzisiejszym szkolnym lunchu. Było fajnie. Kiedy wyszliśmy na dwór Daniel i Sophie stwierdzili, że zostawią mnie i Leo samych. To był głupi pomysł, ale przecież tak po prostu nie ucieknę.
     -To jak? Idziemy gdzieś jeszcze, czy się rozstajemy? - spytałam z nadzieją, że wybierze tą drugą opcję. Mimo tego, że go lubię jakoś za bardzo nie miałam ochoty teraz z nim gdzieś iść.
     -No ja to bym chyba gdzieś poszedł, nie mam specjalnie ochoty, żeby wracać do domu.
     -Dlaczego? - widząc jego zmartwioną minę szybko  dodałam - Jeśli nie chcesz, to nie mów.
     -Nie, spokojnie. Po prostu chodzi o to, że moi rodzice są po rozwodzie, mieszkam tylko z mamą, a ona dzisiaj zaprasza na kolacje tego cholernego Roberta. To jej chłopak. Nie mam ochoty z nim siedzieć w jednym domu. Nie lubię go.
Chwilę pomyślałam. Byłam zła na Leo, że mnie okłamywał w sprawie zespołu, ale teraz zrobiło mi się go szkoda. A po za tym przecież  go bardzo lubiłam, więc powiedziałam:
     -Wiesz jak chcesz to możesz iść do mnie na kolacje. I ogólnie na wieczór. Jak przyjdziesz potem do domu, to chyba już nie będzie tego całego Roberta.
     -Jeju, serio? Wielkie dzięki!
     -No tak i mam nadzieję, że lubisz japońskie jedzenie, po mój tata dzisiaj miał zrobić na kolacje sushi i jeszcze jakieś "coś", czego nazwy nie potrafię wymówić.
     -Lubię, no dobra to chodźmy!
Kiedy doszliśmy do mojego domu usłyszałam głos Leo:
     -Ojej, wy tutaj mieszkacie? Uwielbiam tą dzielnicę. Te domy są piękne. W takim amerykańskim stylu i w ogóle. A wasz dom jest chyba najlepszy ze wszystkich.
     -No już się nie podlizuj Devries, ale dzięki. Oki, wchodź.
Leondre wszedł do domu, zdjął buty i od razu zobaczył moją mamę.
     -Cześć Nad.. yyy hej, jestem Milena, mama Nadii.
     -Dzień dobry, ja jestem Leo, jej kolega. - przedstawił się.
Wszedł do salonu, gdzie zobaczył mojego tatę i chyba zaczęli o czymś rozmawiać. Ja jeszcze byłam w korytarzu, gdy nagle usłyszałam czyjś głos:
     -To twój chłopak? - spytała z uśmiechem moja mama.
     -Jezu, nie. - odparłam poirytowana - Tylko kolega. Chciał przeczekać pobyt partnera swojej matki, więc go zaprosiłam.
     -No tak, rozumiem. - odparła mama - Przystojny jest. - dodała, znów uśmiechając się. A ja przewróciłam oczami.
Po chwili wszyscy siedliśmy wspólnie do stołu. Po skończonej kolacji zaprowadziłam Leo do swojego pokoju.
     -No to tak, to tutaj mam pokój.
     -Wielki. - odpowiedział.
     -No tak. Jest duży. Co chcesz robić? - zapytałam.
     -Najchętniej to bym z tobą po prostu pogadał. - oznajmił.
     -Gadamy już dzisiaj od rana. Nie za dużo tego?
     -Nie. Lubię z tobą rozmawiać, a jeszcze bardziej Cię słuchać.
     -To będziesz miał problem, bo ja zazwyczaj nie jestem prowodyrką rozmowy. Uważnie słucham, obserwuję. Chciałabym mówić, ale boję się odezwać, a jak już coś powiem, to zawsze mam wrażenie, że to było bez sensu i wmawiam sobie, że powinnam milczeć. - przyznałam się i usiadłam na miękkim, szarym dywanie.
     -Nie jesteś taka dla wszystkich, zauważyłaś? Przy wielu osobach faktycznie jesteś spięta i mało co mówisz, ale zauważ, że przy mnie i przy Oliverze zaczynasz się otwierać. - oznajmił - Nie chce Ci oczywiście sugerować, że kimś dla Ciebie jestem. Tylko tak powiedziałem. - dodał pospiesznie.
     -Kimś dla mnie jesteś. - powiedziałam zamyślona - Nie wiem jeszcze kim, ale skoro tak się przy tobie zachowuję, to musisz dla mnie kimś być. Przed wyjazdem byłam taka tylko przy rodzicach. A teraz jestem przy Oliverze, Nicole i tobie. To niesamowite, że wreszcie mogę przekazać jakimś osobą swoje zdanie. Nie muszę niczego ukrywać z obawy o akceptację.
     -Dla mnie niesamowite jest, że jestem dla Ciebie taką osobą. To wspaniałe uczucie. - powiedział i położył się obok mnie na dywanie - W sumie to tak na prawdę przez ten czas, od kiedy się znamy myślałem, że traktujesz mnie jak natręta i trochę zlewasz. - naśladując Leo, również położyłam się na dywanie.
     -Nie zlewam Cię. Ty po prostu masz za duże wymagania, znamy się dopiero cztery dni.
     -Może masz rację. Ale mimo tego, że znam Cię tak krótko mam wrażenie, że znamy się całą wieczność.
     -Typowe. - rzuciłam - Mógłbyś wymyśleć jakiś oryginalniejszy tekst. - powiedziałam, bo stwierdziłam, że już pora rozluźnić atmosferę.
Chyba podziałało, bo Leondre się zaśmiał, a po chwili dodał:
     -No tak. Masz rację. Czekaj, chyba zaraz coś wymyślę. Aha! Cześć kochana jesteś może z Alaski?
     -O nie, zamknij się! - powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką.
     -To może spadłaś z nieba? - zapytał Leo, wybuchając przy tym śmiechem. Wstał z ziemi i niczym zadowolony z siebie sześciolatek dodał - Bo masz taki krzywy ryj! - Ponownie uderzyłam chłopaka poduszką, udając, że zdenerwował mnie tym tekstem.
      -No naprawdę, to było tak oryginalne!
      -Dzięki, długo myślałem. - wypalił. Zrewanżował się i również rzucił we mnie poduszką. - Uciekając przed moim uderzeniem zaczął radośnie krzyczeć - Masz może mapę? Chyba zgubiłem się w twoich oczach maleńka! - roześmiałam się i zaczęłam gonić Leo. Wypadliśmy z pokoju i zaraz potem znaleźliśmy się w salonie. Chłopak ukrył się za kanapą, uniemożliwiając mi trafienie go. Po chwili usłyszałam jego zanoszący się od śmiechu głos. - Nie bolą Cię może nogi? Bo przez cały dzień chodzisz mi po głowie! - zaczęłam się śmiać. Leondre rzucił we mnie poduszką, a ja kapitulowałam.
     -Poddaję się. - krzyknęłam i siadłam obok Leo, tuż za kanapą.
     -To super, w takim razie ja wygrałem! - rzekł rozradowany chłopak.
W tym momencie do pokoju weszła moja mama. Zastała z osiem poduszek, leżących na ziemi, przesunięty dywan i mnie, razem z Leo zdyszanych, opierających się o siedzenie kanapy.
     -Ja wiem, że czasami zapominasz, ale ty masz piętnaście lat, Nadia. - powiedziała z uśmiechem - Chcecie się czegoś napić? Mamy lemoniadę.
      -Poproszę. - odpowiedział Devries.
     -Ja też. - dodałam.
Odkąd o 17:00 Leo przyszedł do nas do domu minęło - nie wiadomo kiedy - już prawie pięć godzin. Dlatego chłopak stał już w drzwiach i szykował się do wyjścia.
     -Wielkie dzięki za dzisiaj, było super. - powiedział.
     -Nie ma sprawy, ja też się dobrze bawiłam.
     -To jak? Do zobaczenia w szkole?
     -Do zobaczenia w szkole. - przytaknęłam.
Leo wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi. Było na prawdę fanie. Mam wrażenie, że jeszcze bardziej go polubiłam. Ale jeszcze została mi ta cała sprawa z BaM. To się później wyjaśni. - stwierdziłam i wróciłam do swojego pokoju.

  

1 komentarz:

  1. Mega pisz szybko nexta <3 a przy okazji zapraszam : http://zuzannawiktoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń