niedziela, 28 lutego 2016

,,People call me crazy, crazy for you baby''

~18~
Niedziela, 28 październik, 13:00
     Ponownie się obudziłam. Ze snu wyrwał mnie dźwięk słów Charliego.
     -Masz może ochotę coś zjeść? - zapytał zaspanym głosem.
     -Nie, dzięki. Niespecjalnie.
Chłopak usiadł na rogu łóżka. Wyjął telefon.
     -Wydaje mi się, że będę musiał powiadomić o naszym małym wypadku Leondre. Obudził mnie Twój telefon. Masz chyba z trzydzieści nieodebranych połączeń od niego i kilka od Nicole.
     -O nie, on mnie zabije.
     -Ciebie raczej nie zabije tylko najpierw zagłaska Cię, co chwile pytając się Ciebie, czy wszystko w porządku, wyręczając Cię we wszystkich rzeczach i tak dalej, a potem zagada słowami "a nie mówiłem". Ale jeśli chodzi o tych dupków to bym się obawiał. - stwierdził.
     -Nie, jeszcze nie dzwoń do niego. Muszę..
     -Nic nie musisz. Jeśli teraz do niego nie zadzwonię, to on zadzwoni, ale na policję, bo na pewno będzie chciał zacząć Cię szukać. Nie chce być oskarżony o Twoje uprowadzenie.
     -W sumie masz rację. Nie chcę żeby tak się martwił.
Charlie wybrał numer Leo, a ten odebrał już po jednym sygnale.
     -[***]
     -Spokojnie.
     -[***]
     -Jest razem ze mną. Bezpieczna. Nie martw się.
Chłopaki prowadzili ze sobą jeszcze długą rozmowę. Najpierw przez głośnik telefonu przebijały się krzyki  i przekleństwa Leo. Chyba był zły, ze Charlie od razu do niego nie zadzwonił, ale potem on wytłumaczył mu całą sytuację, a krzyki ucichły. Po jakiś piętnastu minutach dostałam do ręki telefon.
     -Nadia! Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Bardzo się o Ciebie martwiłem.
     -Jest lepiej. Nadal boli mnie głowa i jestem trochę słaba, ale jest okej. Miałam szczęście, że trafiłam na Charliego. Gdyby nie on to wszystko mogłoby się skończyć o wiele gorzej.
     -Wiem, już mu podziękowałem. Jesteś pewna, że wszystko dobrze? Cholera, mówiłem Ci żebyś tam nie szła. Nawet nie zdajesz sobie sprawy co mogłoby Ci się stać.
     -Zdaję sobie sprawę. Nie rozmawiajmy już o tym.
     -Niech Ci będzie. Za chwilę wsiądę w autobus.
     -Nie trzeba. Charlie mnie zawiezie. Ty powiedz Nicole, że wszystko ze mną okej, bo ponoć bardzo się martwiła.
     -Spokojnie, ona jest ze mną. Czekamy.
     -No dobra, pa.
Oddałam Charliemu telefon.
     -To jak? Jedziemy? - zwróciłam się w jego kierunku.
     -Najpierw połknij te tabletki, - powiedział podając mi kolejne opakowanie jakiś prochów - potem możemy się zacząć pakować.
Po dwudziestu minutach siedzieliśmy razem w samochodzie. Charls odpalił, a my ruszyliśmy.
     -Charlie? - zaczęłam.
     -Hmm?
     -W sumie to nie zdążyłam Ci podziękować. Więc słuchaj, bardzo Ci dziękuję za to, że wczoraj mnie przed nimi obroniłeś, zaniosłeś do domu i pomogłeś.
     -Po prostu nie mógł bym tego nie zrobić. Nie ma znaczenia, czy jesteś dziewczyną mojego przyjaciela, czy kimś innym. Tym bardziej, że w tym momencie zdałem sobie sprawę, że popełniłem cholerny błąd tak od razu Cię odrzucając.
     -Wiesz co? Wydaje mi się, że jeszcze kiedyś uda Ci się z Chloe, a jak nie z nią, to kiedyś na pewno trafisz na wspaniałą dziewczynę, bo na taką zasługujesz.
Chłopak przytulił mnie lecz ze względu na to, że prowadził poczułam, że zjeżdżamy w bok.
     -Lenehan, uważaj! - krzyknęłam.
Wyprostował ręce na kierownicy i przywrócił auto na prawidłowy tor.
     -Ok, już wszystko w porządku. Leo chyba ucieszy się, że wreszcie się pogodziliśmy. - powiedział z uśmiechem.
     -Też mi się tak wydaje.
Po ponad godzinnej jeździe wysiedliśmy na podjeździe przy moim domu. Chciało mi się śmiać, gdy zobaczyłam, że mój chłopak tylko wypatrywał nas z okna. Podbiegłam w jego stronę, a on zrobił to samo. W uścisku skoczyłam na niego i splotłam nogi na jego biodrach. Leondre pogładził mnie po włosach i zaniósł mnie do domu. Charlie widząc tą scenę powiedział w naszym kierunku z łobuzerskim uśmiechem:
     -To chyba opłacało się ją ratować, co nie Devries?
Ja odeszłam od chłopaka i podeszłam do przyjaciółki.
     -Na drugi raz nie zobowiązuję się do opieki nad Tobą. Nie dość, że samo już się wystarczająco o Ciebie zamartwiałam to jeszcze moja kochana gwiazdeczka nie chciała mi dać spokoju. Kiedy jesteś przy nim jest fajniejszy. - powiedziała Nicole szturchając Leondre w ramię
     -Po prostu włączył mu się instynkt macierzyński. - skomentował Charlie.
     -Zamknijcie się. - rzucił Leo.
     -Ej ja idę wziąć prysznic. Z tego wszystkiego jeszcze się nie kąpałam. - powiedziałam - poszłam w kierunku mojego pokoju, gdzie także znajdowała się łazienka.
Po umyciu i ubraniu się wróciłam do salonu.

 
     -Więc, ja bym teraz chętnie poszła się gdzieś przejść. Co wy na to? - odezwałam się pojawiając się przy wejściu.
     -Myślałam, że teraz będziesz bardziej chciała odpocząć. - powiedziała Nicole.
     -Jak widać teraz to wszystko działa na mnie pobudzająco. - odpowiedziałam - Nie chce mi się tu siedzieć.
     -Niestety ze mną nie da rady. - zaczął Charlie - mam jutro ważny sprawdzian z historii, a w sumie to jeszcze nie zacząłem się uczyć. Muszę już wracać do domu.
Popatrzyłam w kierunku Nicole.
     -Dobrze wiesz, że bardzo bym chciała, ale już się umówiłam z Breckinem. Chyba, ze chcecie iść z nami, czy coś?
     -Nie, okej. Leć.
Nicole i Charlie wyszli.
     -Chyba zostaliśmy sami. - powiedziałam do Leondre.
     -Mi tam taki układ się podoba. - odezwał się, po czym uśmiechnął łobuzersko.
Doszedł do mnie i złożył na moich ustach pocałunek. Wplotłam palce dłoni w jego włosy i kontynuowałam.
     -Chyba mam ochotę przejść się na plażę. - powiedziałam odrywając swoje usta od jego.
     -Jeśli powtórzysz ten pocałunek to chyba będę miał przez cały dzień ochotę na to samo, co ty.
     -Niech będzie.
Przeszliśmy się w stronę plaży, aż do naszego ulubionego miejsca. Usiedliśmy opierając się o głazy. Nagle Leondre przerwał cisze.
     -Nie wyobrażam sobie, żeby wtedy mogłoby Ci się coś stać. Dlatego tak bardzo się o Ciebie bałem. Miałem wrażenie, że gdyby Tobie coś się stało, to ja też nie byłbym taki sam. Trochę nie wiem jak to nazwać.
     -Po prostu się dopełniamy. - powiedziałam ściskając jego rękę - Jakaś część mnie zawiera Ciebie, a jakaś część Ciebie zawiera mnie. Gdyby coś się posypało wszystko byłoby inne.
     -Dobrze to ujęłaś. Wydaje mi się, że będąc ze sobą wpieprzyliśmy się w niezłe gówno.
     -To znaczy? - zapytałam nie do końca wiedząc, o co mu chodzi.
     -To znaczy, że będziemy przez siebie cholernie cierpieć. - na dźwięk tych słów Leondre po moim policzku spłynęła jedna łza.
     -Ale ja nie chcę. - odpowiedziałam, a chłopak objął mnie ramieniem i pocałował mnie w głowę.
     -Ale warto. Właśnie dla takich chwil jak ta. - posiedzieliśmy w milczeniu zastanawiając się nad tymi słowami. W końcu ja się odezwałam.
     -Leo?
     -Tak?
Położyłam się kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
     -Chyba bardzo boję się przyszłości.- powiedziałam ze łzami w oczach - Boję się, że zabraknie mi Ciebie, Nicole, Olivera. Boję się samotności. Cholernie się tego boję. Tak samo jak boję się Ciebie jeszcze bardziej pokochać. Sam powiedziałeś, że będziemy przez siebie cierpieć. Boję się, że jak kiedyś oddam Ci się w całości nie wytrzymam tego cierpienia.
Chłopak nie odezwał się, tylko ścisnął mnie jeszcze mocniej. Wiedziałem, że bał się tego tam samo jak ja.

4 komentarze: